Wilhelm przez wiele lat cieszył się dostatnim życiem właściciela ziemskiego. W skład majątku, którą odziedziczył po swoim ojcu, wchodziło kilka mniejszych wiosek i żyzne, uprawne pola rozciągające się aż za horyzont. Wieśniacy dbali o zasiewy i żniwa, a on tylko przyglądał się ich pracy z zadowoleniem. Wiedział, że na tym zarobi. Tegoroczne plony były całkiem urodzajne... do wczoraj.
Przeszedł przez salon i usiadł w fotelu, nie kłopocząc się zdjęciem ubłoconych butów. Nie wynalazł jeszcze zaklęcia, które pomogłoby jego podopiecznym w myciu podłogi, ale nie pracowały przecież za darmo! To była dla nich forma odwdzięczenia się za opiekę i dach nad głową.
Blanche i Béatrice były bliźniaczkami. Siostry uciekły z rodzinnego miasta we Francji, gdy zostały oskarżone o czary. Co prawda, nie pomógł im opuścić ojczyzny, ale zapewnił im warunki do życia i ochronę, gdy już przekroczyły granice. Szkoda byłoby, gdyby tak wyjątkowe kobiety zostały napadnięte w drodze lub umarły z głodu. Ponadto cenił sobie ich towarzystwo.
Razem z Blanche zgłębiał tajniki czarów. Bawili się tą mocą. Ona używała jej do podgrzewania strawy, suszenia bielizny, oświetlania pokoi błękitnymi płomieniami magicznego światła. On sam miał większe ambicje – nauczył się wpływać na ludzki umysł, tworzyć tarcze, która broniła go przed atakami, sprawiał, że otaczające go przedmioty zmieniały swoje położenie, a niekiedy nawet kształt. Magiczny talent, który otrzymali od losu, sprawiał, że czuli się jakby byli kimś więcej niż tylko ludźmi. Wilhelm zawsze wierzył, że Blanche była wyjątkowa. A to wszystko pod nosem inkwizytora!
Béatrice nigdy nie okazywała takiej śmiałości. Robiła co swoje, a kiedy tylko znalazła chwilę wolnego czasu, zagłębiała się w lekturze. Miał wrażenie, że czyta jedną księgę po pięć razy, czasem nawet, że uczy się ich na pamięć. Wiedział, że z dzięki lekturze najgrubszych tomiszczy w tym domu potrafiła rozpoznać rosnące w pobliskim lesie rośliny i wymienić ich właściwości lecznicze w ciągu kilku sekund.
Uśmiechnął się, gdy zobaczył Blanche stojącą w progu. Ubrana była w prosty strój, który nie przeszkadzał jej w pracach domowych, a w rękach trzymała kosz z praniem. Gdzieś pod jej spódnicą znajdował się przytłoczony ogromną ilością materiału, czarny ogon. Uważał, że to urocza cecha jej wyglądu, ale ona najwyraźniej postanowiła, że będzie udawać, że ta część jej ciała nie istnieje. Była wyższa i smuklejsza niż siostra, a jej twarz bardziej pociągła... i te oczy, które chcą ciskać w niego błyskawice.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, ile zajmie mi umycie podłogi, Wilhelmie? Zważ proszę na to, że już raz ją dzisiaj myłam.
Przesunął swój wzrok z niej na swoje ubłocone buty i posadzkę, na której widniały wielkie brązowe plamy prowadzące z korytarza. Powinna się cieszyć, że nie jest to dywan!
– Uznałem, że informacje, które mam ci do przekazania są ważniejsze niż to, po czym stąpasz, kwitnący kwiecie róży.
Sam nie wiedział, czego oczekiwał. Szukał na jej twarzy lekkiego rumieńca, czegoś, co świadczyłoby o jej zakłopotaniu. Liczył na to, że speszona odwróci wzrok lub zgani go za zbytnią poufałość. Jak zwykle jego nadzieje okazały się płonne. Patrzyła mu w oczy lekko poirytowanym, wyzywającym wzrokiem, a on czuł, że zapada się głębiej w fotel. Nie mógł zrozumieć jakim cudem zyskuje nad nim przewagę. Blanche może i jest wspaniałą czarownicą, ale wciąż tylko kobietą. On jest mężczyzną i to on powinien wbijać ją wzrokiem w ziemię. Tym bardziej w swoim domu.
– Jeśli...
– Wieśniacy – przerwał jej zanim zdążyła skończyć zdanie. – Oskarżają naszą małą Beatrice o wczorajsze gradobicie, które zniszczyło plony. Z tego, co się zorientowałem, to planują spalić ją na stosie.
Mimo zdenerwowania mówił spokojnym, pozbawionym emocji głosem. Nie było potrzeby, aby pokazywać Blanche jak bardzo zmartwił go los jej siostry. Wystarczy, że ona będzie panikować za nich dwoje.
– Jak to spalić?!
* * *
Biegnij, Béatrice, biegnij! Do jej uszu dochodziły odgłosy kroków wielu ludzi, którzy podążali jej śladem. Bosymi stopami, jak puls, wyczuwała drżenie ziemi. Bosymi? Nie pamiętała momentu, w którym straciła buty. Wiele rzeczy umykało jej uwadze w tej chwili. Kiedy skręciła w tę ścieżkę? Ma ubłocony łokieć, ale kiedy się potknęła? Kiedy zaczęła się tak panicznie bać? Wśród dźwięków towarzyszących pościgowi wyłowiła także ujadanie psów. Widocznie mieszkańcy Wurttenbergu chcieli dorwać ją jak najszybciej. Nie zatrzymuj się, nie daj im się złapać. Przez chwilę wydawało jej się, że biegnie szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Dotarła do skraju drogi, gdzie zbocze było zbyt strome, by wciąż nim podążać. Jej spódnica, teraz mokra i brudna, postrzępiła się na rogach i porwała w miejscach, gdzie zaczepiła o krzaki. Kosmyki włosów uwolniły się od luźno zaplecionego warkocza. Zdawało jej się, że traci powietrze w płucach i nie jest w stanie biec dalej. Stopy piekły ją niemiłosiernie, a nogi same zginały się w kolanach. Na policzkach czuła coś mokrego i gorącego. Łzy? Nie pamiętała, żeby się rozpłakała. Była wyczerpana i zrezygnowana.
– Czarownica!
– Służebnica szatana!
Odwróciła się za siebie i zobaczyła tłum ludzi podążających tą samą drogą, którą ona przybyła. Mężczyźni i kobiety biegli w jej kierunku z widłami, miotłami i inną prowizoryczną bronią. Jakby myśleli, że tak przyziemne oraz proste narzędzia są w stanie obronić ich przed magią. Czuła wyraźnie umysł każdego z nich, potrafiła usłyszeć ich myśli. Wiedziała jakie są ich zamiary.
– Nic nie zrobiłam! – krzyknęła w ich kierunku – To nie moja wina!
Wśród napastników rozpoznała wiele niegdyś życzliwych dla niej osób. Pani Eliza, która częstowała ją świeżym mlekiem za każdym razem, gdy tylko Béatrice przechodziła obok jej posiadłości; pan Albert, który podwoził ją do dworku Wilhelma na swoim powozie; młoda Grete, której plotła kiedyś warkocze – wszyscy pragnęli jej śmierci. Chcieli, żeby poniosła karę za coś, czego nie zrobiła.
Wiedząc, że już nic nie może zrobić, osunęła się na ziemię. W jej stronę poleciał grad kamieni. W miarę jak mieszkańcy wioski zbliżali się, coraz więcej do niej docierało. Każde miejsce po uderzeniu swędziało i piekło. Pośpiesznie zasłoniła twarz dłońmi. Nie czuła gniewu, strach oraz niepewność też powoli ją opuszczały. Myślała, że odkąd porzuciła swój kraj i zamieszkała z Wilhelmem, nic jej nie grozi. Wierzyła, że jest bezpieczna, że tak poważne oskarżenia nie mają prawa się powtórzyć.
Ale powtórzyły się. A ona czuła się zbyt znużona, zbyt zmęczona tą sytuacją, aby kontynuować ucieczkę. Może jeśli się podda, zrozumieją, że to nie ona jest sprawczynią wczorajszego gradobicia? Dojdą do wniosku, że prawdziwa czarownica rzuciłaby na nich potężny urok i walczyłaby...
Tylko że ona jest prawdziwą czarownicą.
– Béatrice!
Zamknęła oczy. Na skraju swojej świadomości była w stanie wyczuć inną, znajomą obecność. Właśnie dostała kolejną szansę na życie.
Wilhelmie, zabierz mnie stąd.
* * *
Do czarowników, czarownic, wiedźm, wieszczy, jasnowidzów, wróżbitów, znachorów, szamanów et cetera.
Prześladowania, jakim jesteśmy poddawani już nazbyt długo, sprawiają, że nie możemy zaznać spokojnego życia. Ludzie zaczęli obawiać się naszych zdolności, mocy, których nie są w stanie zrozumieć. Z wybawicieli i uzdrowicieli staliśmy się mordercami. Rzucamy uroki na dzieci, niszczymy uprawy, jesteśmy obwiniani za wszelkie zło, które się dzieje i które zdarzyć się jeszcze może. Zbyt wielu straciło życie na stosach i szubienicach, abyśmy mogli wciąż udawać, że takie sytuacje nie mają miejsca. Żyjemy w lęku, że nasze zdolności zostaną odkryte, a ciała wystawione na próbę wody*. Wyrzekamy się swojej natury w obawie, że ci, którzy są nam mili, odrzucą nas. Nie pozwalamy nikomu zbliżyć się do Nas, w obawie, że Nasza tożsamość zostanie odkryta. Skazujemy się w ten sposób na wieczną samotność, która doprowadza umysły i dusze do obłędu. Pokutując za swoje istnienie w półzamkniętych celach, na wpół szaleni, umieramy.
Nie ma miejsca na ziemi, gdzie moglibyśmy się zrzeszać, wymieniać doświadczeniami i umiejętnościami, a ponieważ dalsza koegzystencja z gatunkiem ludzkim wydaje się niemożliwa, musi być to miejsce tylko dla Nas. Potrzebujemy przestrzeni , w której moglibyśmy ŻYĆ. Dlatego wzywam magów z całej Europy i Dalekiego Wschodu, z Czarnego Lądu i Nowego Świata, ze wszystkich ziem nazwanych i nienazwanych do pomocy w tworzeniu dla Nas nowego domu. Przekazujcie tą wieść między sobą, informujcie wszystkich napotkanych czarowników o tej inicjatywie, nie skazujmy sami siebie na samotność.
Zapewne jest wśród Nas wielu starszych i mądrzejszych ode mnie, którzy lepiej zadecydują o położeniu Naszego magicznego domu. Zostawiam Wam tę decyzję,
Wilhelm z Wurttenbergu
Bardzo przyjemne uniwersum, jak mi się wydaje po przeczytaniu rozdziału. Dobrze mi się czytało i tylko jedna literówka mi się w oczy rzuciła: "Blanche i Béatrice to bliźniaczkami.", gdzieś na początku.
OdpowiedzUsuńPoza tym drobiazgiem wszystko miło i zgrabnie. Z pewnością jeszcze tu wpadnę, bo nie jestem w tym miejscu po raz pierwszy: po prostu długo zbierałam się do napisania. Stąd też druga wiadomość. *fanfary*
Za dobrze wykonaną robotę, otrzymujesz ode mnie nominację do Liebster Award. Więcej informacji tutaj: CzP: Liebster Award. Proszę o potwierdzenie u mnie na stronie.
Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że nie chciałabym, by moja twórczość także została skomentowana. Ale oczywiście nie nalegam, jeśli nie masz ochoty.
Z pewnością jeszcze tu wrócę, z najmilszą chęcią dowiem się co dalej.
Życzę dużo weny i radości z tworzenia.
Pozdrawiam.
No,no,no... Kaeru jestem pełna podziwu i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział. W końcu znalazłam coś nieoklepanego - w ostatnich czasach natykałam się na same fanficki i to naprawdę kiepskie -,-" Musiałam później resetować swój umysł od wypisywanych tam banialuk, aż w końcu wlazłam na Twojego bloga.Jestem mile zaskoczona,bo fabuła jest ciekawa i jeszcze nie spotkałam się z taką tematyką na blogach, no i masz talent :D Bardzo lekko się czyta, a co najważniejsze jest wciągające :D
OdpowiedzUsuńGdybyś mogła, poinformuj mnie o nowej notce : sed-lex-dura-lex.blogspot.com
Kaeru, Ty chyba potrzebujesz porządnego kopala w dupala, by zacząć działać, co? xD
OdpowiedzUsuńRozdział 1 już się pisze. Znaczy się ja go piszę. Nie masz się czym martwić. Chwilowo najważniejsze jest dla mnie oddanie zamówionych szablonów i nadrobienie zaległości na Twoim blogu :)
UsuńZ tej strony Nearyh z Betowanie.
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że od dawna nie miałam z Tobą żadnego kontaktu, wykreśliłam historię z listy betowanych tekstów.
Jednak w razie powrotu do żywych - proszę, odezwij się znów, oczywiście nie pogonię Cię z kwitkiem. Ustalimy ewentualnie nowe zasady współpracy bądź wyjaśnimy nieporozumienie.
Tymczasem chcę posprzątać w swojej kolejce, stąd te konkretne kroki.
Pozdrawiam!
Rozumiem, ten zastój wziął się z braku czasu i faktu, że już chyba czwarty raz zmieniam początek historii. Mam chyba kilka plików z rozdziałem 1 i żaden nie jest skończony. Kiedy już napiszę coś konkretniejszego to z pewnością się do Ciebie odezwę.
UsuńRównież pozdrawiam :)